sobota, 10 października 2015

Trzy.

     Dotychczas jedynym wysiłkiem w soboty był dla mnie rozgrywany mecz. Dziś jednak w moim harmonogramie nie widnieje takie zjawisko, które kocham, które sprawia mi przyjemność, które do końca życia z całą swoją otoczką pozostanie w moim życiu. Dziś widnieje w nim zapis "Popołudnie, godzina 17.00, próby do spotu reklamowego.". Nie wiem, czego spodziewać się po tych kilku chwilach spędzonych w towarzystwie Malwiny. W jej otoczeniu czuję się jak mało znaczący pionek w grze, której regułami kieruje właśnie ona i w odpowiednim momencie pociąga za odpowiednie sznureczki, które każą zrobić mi to czy tamto. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego. Nigdy nie byłem pod tak wielkim czyimś wpływem, nie zwracając zbytnio na to uwagi, nie kontrolując przebiegu wydarzeń, nie mając wpływu, jak bardzo się zatracam, jak krótko to trwa. Nie mogłem przecież przewidzieć w jakikolwiek sposób, że... 
       Że zakocham się?
     Niekiedy trudno pojąć, jak bardzo człowiek zależny jest od drugiego człowieka, jak wiele da w sobie zmienić, byleby spodobać się tej drugiej osobie, by wpasować się w jej gust, zapominając o własnych wartościach, przekonaniach, przyzwyczajeniach, zwyczajach, jak bardzo będzie potrafił odizolować się od swojego otoczenia, porzucić się do tego stopnia, żeby ten ktoś czuł się tą/tym jedynym. Nigdy nie powiesz sobie samemu STOP, KONIEC TEGO, zawsze lepiej będzie walczyć o bezpodstawną miłość, niż porzucić ją i odnaleźć się w czymś innym. Często myśli się jedynie o tym, co przyniesie kolejny dzień, nie myśląc o konsekwencjach, które swój skutek pokażą w przyszłości. Trudno jest odseparować się od chwil, wydających się pozornie szczęśliwymi, sprawiającymi niewątpliwie takie wrażenie, jednak czy wszystko złoto, co się święci?
      Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku, gdy uśmiechnięta krążyła wokół gromadki dzieci, łaskocząc je czy ganiając się po niewielkim studiu nagraniowym. Jej falujące blond włosy, brązowe, lśniące w blasku reflektorów brązowe tęczówki, czerwone usta, które stały się jej znakiem... Wszystko to nie pozwalało mi oderwać od niej oczu, nie pozwalało skupić się na scenariuszu, nie pozwalało zwrócić uwagi na całą otaczającą mnie rzeczywistość. Tamte chwile potrafiły wykształcić we mnie pierwsze objawy uczuć, tych najmocniejszych uczuć, które doświadczyć jest ogromnie ciężko, których nie da się nauczyć, wykuć na pamięć. Te uczucia da się jedynie przeżyć, zapamiętać, zatrzymać w sercu i wspominać. Przeżywanie ich jest najpiękniejszym przejawem człowieczeństwa. Pokazuje, jak bardzo istota ludzka góruje nad światem, jak mocno potrafi się do kogoś przywiązać, jak ogromną siłą dysponuje, gdy tylko kogoś pokocha. 
       Właśnie... Trzeba tylko kogoś pokochać.
       - Michał, twoja kolej! - reżyserka zawołała mnie na plan, gdzie tym razem to ja miałem gościć wśród dzieciaków, które wręcz rwały się, żeby móc tym razem to ze mną się bawić.
      - A umie pan rysować księżniczki? - obok mojej nogi stanęła kilkuletnie blondynka z niebieskimi oczkami. - Bo moja mamusia umiała, rysowała najpiękniejsze księżniczki, takie w kolorowych sukniach, które lśniły koralikami. - zapatrzyła się we własną lalkę barbi. - Bo wie pan, moja mamusia nie żyje, tak jak tatuś... Kiedyś babcia mówiła, że oboje są w niebie i zajmują się nimi aniołki, ale teraz już mi tego nie mówi, nie przychodzi do mnie. - Kompletnie nie wiedziałem, co mógłbym jej odpowiedzieć, co zrobić, jak ją pocieszyć. Przy Malwinie wydawała się taka radosna, szczęśliwa, w ogóle nie sprawiała wrażenia, że jest z domu dziecka. Przy mnie wygląda inaczej, wspomina złą przeszłość, rzeczywistość, która nigdy nie powinna jej dosięgnąć. - A pan, jak ma na imię?
     - Michał - uśmiechnąłem się - mów mi po imieniu, nie jestem jeszcze taki stary, księżniczko - potargałem jej włoski. - A ty jak masz na imię?
       - Madzia.
       - To piękne imię, Madziu.
      Od tego momentu dziewczynka do końca zdjęć trzymała się blisko mnie lub Malwiny, gdy wreszcie zostaliśmy postawieni obok siebie, wśród gromadki dzieci, które wesoło rozrabiały obok nas. Wystarczyło nam jedno spojrzenie, żeby zorientować się, że mała obojgu nam powiedziała o swoim losie, o przeżyciach, o wspomnieniach. Nie sądziłem, że Malwina, aktorka, która spokojnie mogłaby teraz wylegiwać się gdzieś na plaży w tropikach, która kreuje swój wizerunek, jako silną kobietę bez skrupułów, okaże się otwartą, wrażliwą osobą, otaczającą uśmiechem, swoją dłonią tę małą dziewczynkę, która niewątpliwie potrzebuje czyjejś opieki, zrozumienia. Która przede wszystkim potrzebuje miłości i normalnego domu. Pod koniec dnia podeszła do nas wychowawczyni Madzi, która musiała ją zabrać, jednak podała nam obojgu adres domu dziecka, jak i numer telefonu do siebie w razie potrzeby, gdyby któreś z nas zechciało jeszcze raz odwiedzić mała lub jakkolwiek pomóc ośrodkowi. W oczach dziewczynki zgromadziły się łzy, z resztą nie tylko w jej. Bałem się tego, że nie wytrzymam przy kilkulatce, jednak dałem radę, nie to co Malwina, którą wieczorem spotkałem w ogrodzie hotelu, gdzie biegałem, patrzącą się w oddal, nie zwracającą uwagi na całe otoczenie.
        - To był dla ciebie ciężki dzień, prawda? - wzdrygnęła się, odwróciła gwałtownie głowę w moją stronę. - Przepraszam, że cię wystraszyłem.
          - Nic się nie stało - odpowiedziała, nawet nie patrząc w moją stronę. - Michał?
         - Słucham? - podszedłem i usiadłem obok niej na ceglanym murku. 
        - Madzia... Michał, ona jest taka sama, jak ja kilkanaście lat temu - wreszcie spojrzała na mnie. Jej oczy pełne były łez, kilka z nich odnalazło już drogę po jej policzkach, by spłynąć w dół. - Pewnie nawet nie wiesz... Ja też wychowałam się w domu dziecka, dopiero gdy miałam 12 lat Agata i Tomasz adoptowali mnie. - Nie wiedziałem, co w tej sytuacji powinienem zrobić, może przytulić ją do siebie, a może zostawić w spokoju. - Chciałabym móc zapewnić jej dom, słyszysz? Chciałabym kiedyś zostać jej matką i sprawić, żeby byłą szczęśliwa, żeby codziennie się uśmiechała. Michał, ja nie chcę tego wszystkiego, co daje mi aktorstwo, nie chcę sławy, pieniędzy, bywania na salonach... Chcę wreszcie założyć rodzinę i poczuć, że jest ona szczęśliwa, że to jest moje największe dzieło, za które powinnam otrzymać Oskara - nie potrafiłem dalej patrzeć na nią bez jakiegokolwiek ruchu, nie potrafiłem siedzieć bezczynnie, gdy obok mnie siedziała bezbronna kobieta.
      - Kiedyś go otrzymasz, obiecuję ci - przyciągnąłem ją do siebie i zamknąłem w swoich ramionach. Nie zwracałem nawet uwagi na to, że pobrudzi moją koszulkę, że jej łzy znajdą się w materiale. Chciałem po prostu w tym momencie bym przy niej i przytulać, by poczuła się lepiej, by choć na chwilę znów odnalazła szczęście. - Jestem pewien, że kiedyś nadejdzie taki dzień, że mała uśmiechnie się z twojego powodu, przytuli się do ciebie i powie, że cię kocha - powiedziałem, patrząc w jej oczy. - Malwina, wierzę w ciebie - zbliżyłem głowę do jej głowy i oparłem swoje czoło o to jej. - Uda ci się, zaufaj mi.
         - Ufam ci, Michał.


~*~

- Mała od pierwszego spotkania skradła ci serce, prawda?
- Dokładnie. Obie taki były. Podobne jak dwie krople wody, nie mając nic ze sobą wspólnego.

~*~

Tak tak, jeszcze zipam i wstawiam Wam nowy rozdział ;)
W zasadzie to sama nie wiem, czy jeszcze jestem w tym świecie czy już nie.
Wiem, że mam dużo napisane, że wszystko po prostu czeka na publikację, a tego mi się robić nie chce...
Dzisiejszy rozdział dzięki Coquette :*
Dziękuję Ci!

Oczywiście zapraszam na gg - 15696792, fb - DzuzeppePisze, snapa - kari199813, instagrama - dzuzeppe98, aska - Dzuzeppe.
Wszędzie jestem do waszej dyspozycji :)

Ostatnio pojawił się rozdział na Siatkarskiej Modzie na Sukces, także serdecznie zapraszam! :)

sobota, 31 stycznia 2015

Dwa.

Dzisiejsza noc była dla mnie okropna. Nienawidzę, gdy pada, kiedy jestem wtedy sam, gdy otacza mnie ciemność rozjaśniana jedynie przez blask błyskawicy. Pewnie nie powinienem bać się tego burzy, przecież jestem siatkarzem, wzorem do naśladowania, kimś, kto nie ma słabości, kto wszędzie potrafi się odnaleźć, a nawet jeszcze pomóc przy tym innym. Nie jestem jednak kimś takim, nie nadaję się na wzór, nie potrafię być silny, nie potrafię być oparciem, ja sam go potrzebuję, tak samo jak swojego własnego wzoru do naśladowania. Gdy tylko o parapet za oknem zaczęły uderzać krople deszczu, wiedziałem, że tej nocy nie zmrużę oczu, że jutro wstanę niewyspany. Nie mogłem już dłużej przewracać się z boku na bok, szukając miejsca na łóżku, w którym przestanę słyszeć dźwięki z zewnątrz. W końcu wstałem z miejsca, założyłem szlafrok i ruszyłem do drzwi. Hotelowe korytarze są miejscem, w którym nie słychać niczego spoza budynku. 

Po chwili zatrzymuję się pod drzwiami, za którymi zniknęła wczoraj blondynka. Chciałbym ją jeszcze zobaczyć, poczuć zapach jej perfum, móc chociażby przypadkiem, trzymać jej ciało w swoich ramionach. Środek nocy, a ja myślę o kobiecie, którą widziałem dwa razy w życiu, stojąc dodatkowo pod jej drzwiami i marząc, by ją objąć. To paranoja! To ja popadam w paranoję. A wszystko to spowodowane przez jedną kobietę, jedną piękną blondynkę, która przy pierwszym spotkaniu niemalże nie rzuciła się na mnie z pięściami. Mimo tamtych wydarzeń nie czuję do niej złości, wręcz przeciwnie, czuję sympatię, chęć poznania jej z innych stron. W końcu jednak opuszczam głowę i odchodzę w poszukiwaniu bezpiecznego dla siebie miejsca. Zatrzymuję się w końcu na końcu korytarza przy windach, gdzie układam się na stojącej w kącie kanapie. Nie obchodzi mnie to, że wokół w każdej chwili pojawić mogą się inni hotelowi goście. Chcę jedynie spokoju...

- Niech się pan obudzi - słyszę kobiecy głos, powoli otwieram oczy.
- Która jest godzina? - pytam zaspany, przeciągając się. Chyba przestało już padać, w oknie nie widać blasku błyskawic, a święcący jasno Księżyc.
- Piąta rano - odpowiada mi. - Niech pan pójdzie do siebie, tak będzie lepiej i dla pana i renomy hotelu.
- Dobrze - powoli wstałem z kanapy. - Dziękuję - uśmiechnąłem się i ruszyłem do własnego apartamentu.

Będąc już w łóżku próbowałem jeszcze zmrużyć oczy i zasnąć, jednak udawało mi się jedynie to pierwsze. Miałem obraz pięknej kobiety, która gwałtownie odwraca się w moim kierunku z pretensjami i wręcz zabija wzrokiem. Dopiero około ósmej udało mi się zasnąć, jednak kilkanaście minut później musiałem już zrywać się na śniadanie, by pierwszy raz zapoznać się ze scenariuszem. Jedzenie okazało się smaczne, aczkolwiek wścibskie spojrzenia obsługi, a przede wszystkim innych gości denerwowały mnie niemiłosiernie. Nie byłem do tego przyzwyczajony. Przecież dopiero od niedawna rozpoznawali nas ludzie na ulicy. Nie chcę tego, nie chcę nie móc przejść nierozpoznany po ulicy, nie chcę czuć się gwiazdą, bo nigdy nią nie byłem i nie będę, nie chcę tego całego zamieszania, które wytworzyło się między nami, jednak muszę sobie z nim jakoś radzić.

Nagle w całej jadalni robi się jeszcze większy zamęt niż ten, który wywołało moje przybycie. Wszyscy zaczynają szeptać coś pod nosem, spoglądać dziwnie raz na siebie, raz na postać znajdującą się za moimi plecami. Kilka sekund później i ja ją widzę, przyglądam się wyjątkowo pięknej blondynce w czarnej sukience. Znam ją. Przecież wiem nawet, jak ma na imię. Idzie w moim kierunku, aż w końcu zatrzymuje się przy stoliku i siada na wolnym miejscu obok mnie. Patrzę zdziwiony na jej uśmiechającą się do mnie twarz, która wręcz promienieje, a przecież wieczorem była kompletnie pijana. Jestem ciekawy, czy mnie pamięta, czy kojarzy sytuację z nocy. Wątpię w to. Nie zwracając na mnie uwagi, chwyta kartę menu i przegląda ją, by wybrać sobie coś na śniadanie. Patrzyłem się w nią, jakbym był zaczarowany, jakby inna rzeczywistość przestała się liczyć, zniknęła, jakby wokół nie było niczego. Nie poznawałem sam siebie, przecież ja się tak nie zachowuję! 

W końcu w sali pojawia się producent kampanii społecznej, z którym rozmawiałem kilkanaście dni temu. Okazuje się, że na śniadaniu zebrała się cała ekipa, którą po kolei przedstawia producent. Na koniec ba prowizoryczną scenę wywołany zostaję i ja. Powoli wstaję z miejsca, kieruję się w wyznaczone miejsce, lecz do moich uszu docierają dwa słowa. Malwina Kowalska. Kobieta wstaje ze swojego krzesła, kroczy w moim kierunku, w końcu sama pojawia się na scenie, a ja dosłownie sekundę za nią. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że to ona będzie razem ze mną występować w spotach reklamowych, że to z nią przyjdzie mi pozować do zdjęć, że to ona jest drugą twarzą kampanii. To nie jest nasze ostatnie spotkanie. Spędzimy ze sobą cały weekend, a potem pewnie kolejne kilka godzin na różnych spotkaniach, mających na celu rozreklamować całą akcję. To nie będzie krótka, przelotna znajomość. To będzie coś więcej.

- Wiedziałaś o tym, kto będzie drugą twarzą marki oprócz ciebie? - zapytałem, gdy po konferencji prasowej w południe wracaliśmy ramię w ramię do swoich pokoi. - Chodzi mi o to, czy wiedziałaś, że to będę ja?
- Nie, nie powiedzieli mi... Po twojej reakcji sądzę, że tobie też nic nie powiedzieli, prawda?
- Masz rację - zatrzymaliśmy się pod jej drzwiami. - Masz może ochotę na spacer? - uśmiechnęła się do mnie, jednak nie potrafiłem tego uśmiechu rozszyfrować. Zbłaźniłem się? Wygłupiłem? Spuszczam głowę w dół.
- Michał? Mam ochotę na spacer - tym razem uśmiecha się tak życzliwie, sympatycznie. - Więc co proponujesz? - chwyta mnie pod ramię i ciągnie do windy.
- Przejdziemy się po parku? - naciskam odpowiedni guzik na metalowym panelu. W lustrze widzę kiwnięcie głową, więc tuż po wyjściu z budynku tylnym wyjściem znajdujemy się w miejscu, gdzie na trawniku leżą już kolorowe liście, w których bawią się szczęśliwe dzieciaki. - Brakuje mi takiej beztroski - wskazałem na kilkulatków.
- Szczerze mówiąc, to mi też - puściła moją dłoń, by wyprzedzić mnie, a po chwili rzucić garścią liści w twarz. - Goń mnie!

Ruszyła przed siebie. Uśmiechy ludzi wokół wywołały na mojej twarzy ułożenie ust w niezgrabną podkowę. Śmiejąc się w głos razem z nią, zacząłem za nią biec. Krążyła między pniami drzew, wymijając je zgrabnie. Wiatr rozwiewał jej włosy, które mieniły się różnymi odcieniami blondu w świetle Słońca. Była piękna, uśmiechnięta, radosna, taka idealna. W końcu dogoniłem ją, biegłem tuż za nią, wyciągając dłonie do przodu, chwyciłem ją za biodra, pociągnąłem do tyłu, zatrzymując się. Straciliśmy równowagę. Upadła w stertę liści, a ja na nią. Zapiszczała. Nie wiem czy ze śmiech, czy może z bólu, jaki wywołał mój ciężar upadający na nią. Wiem, że po chwili spojrzała prosto w moje oczy i uśmiechnęła się. Tak uroczo, swobodnie. Tak, jakby zwykła robić to w ten sposób od lat. Nie była jednak skrępowana, nie bała się mierzyć ze mną spojrzeniem, nie uciekła wzrokiem w bok. Rozchyliła wargi tak, jakby chciała coś powiedzieć, zrobić coś. Pocałować mnie? Przybliżyła lekko twarz, w jej oczach zobaczyłem iskierki, wesołe ogniki.

- Nie myśl sobie, że jestem łatwa - zaśmiała się, rzuciła mi w twarz garścią liści i zwinnie wysunęła się spode mnie, poderwała na równe nogi i pobiegła przed siebie. Przekręciłem się na plecy, zamknąłem oczy, roześmiałem się w głos. Nie wystraszyła się, jednak zwyczajnie pokazała, że ma nad wszystkim kontrolę. Spodobała mi się jeszcze bardziej.


~*~

- Stała się twoim celem prawda?
- Wyzwaniem, to lepiej brzmi... Chciałem zobaczyć, czy mi ulegnie.

~*~


Witam moje drogie!
Przepraszam, że tak długo nie było mnie w blogerskim świecie, że powoli z niego znikam , jednak nie czuję już tego samego, co kiedyś, nie czuję tej samej przyjemności z pisania. 
Przyznam się Wam, że skupiam się na trochę innym projekcje, moim prywatnym, pod którym podpiszę się imieniem i nazwiskiem być może w przyszłości, ale do tego daleka droga :)
Jak na razie zostawiam was z dylematami, o co chodzi w tej historii :)
Mam nadzieję, że chcecie, żebym jeszcze trochę z wami została, co? :P
Całuję :*

PS. Gdyby ktoś chciał się ze mną skontaktować, to zapraszam na gg - 15696793, ask - @Dzuzeppe, Twitter - @dzuzeppeee, Facebook - DzuzeppePisze

Moi drodzy!
Mam taką prośbę.
Pomyślcie o tym, żeby oddawać krew. Jest ona bardzo potrzebna, niewiele osób wie, co to znaczy potrzebować krwi, jednak są tacy, którzy potrzebuję jej już, teraz, inaczej nie przeżyją.
Jeśli ktoś ma taką możliwość, to oddawajcie krew, możecie uratować komuś życie, nie tracąc niczego!





wtorek, 23 grudnia 2014

Jeden.

Wszystko tego dnia wydawało mi się inne. Nawet kolejny już trening przygotowujący do sezonu nie był nudny, ale nadzwyczajnie zaskakujący. Sam nie wiem, co było powodem tego, że cały świat widziałem w kolorowych odcieniach i śmiałem się do wszystkiego. Do dziś nie wiem, dlaczego tak właśnie się wtedy działo. Może byłem zwyczajnie szczęśliwym młodym mężczyzną, który ma to, czego naprawdę potrzebuje? A może było właśnie odwrotnie? Może to tak mój organizm reagował na godziny spędzone w samotności, gdy siedziałem na kanapie z piwem w dłoni i bezsensownie wgapiałem się w denną komedię? Tego już się nie dowiem. To wszystko zwyczajnie wydarzyło się tak dawno, że najchętniej przestałbym to pamiętać, jednak wiem, że nie mogę. Za wiele dzięki tym wydarzeniom dostałem, żeby zwyczajnie wyrzucić je z głowy i przestać o tym myśleć. 

Kolejne dni mijały dokładnie tak samo jak poprzednie. Na pierwszy rzut oka przeciętnego obserwatora byłem cholernym szczęściarzem. Szkoda, że nikt nie mógł spojrzeć na świat moimi oczyma i zobaczyć, jak jest. Szedłem wtedy jedną z uliczek w moim Bełchatowie w strugach deszczu. W końcu czego miałem się spodziewać w środku listopada. Musiało padać. Wszedłem do jednego z supermarketu, by zrobić zakupy. Cały otaczający mnie świat mimo jesiennej aury wydawał mi się piękny. Dziwnie piękny i przeznaczony właśnie po to, bym mógł być szczęśliwy. W budynku wyjątkowo było mało ludzi, więc swobodnie mogłem przemieszczać się pomiędzy półkami. Po chwili mogłem wreszcie wyjść ze sklepu. Nie zdenerwowało mnie nawet to, że jakiś samochód ochlapał mnie wodą, która pozostała po burzy. 

- Niech pan uważa, jak chodzi! - wtedy pierwszy raz ją usłyszałem. Wpadła na mnie na środku ulicy, dodatkowo to na mnie naskoczyła, a przecież to nie była moja wina.
- Sama mogłaby pani patrzeć, jak łazi! - nie pozostałem jej dłużny, nikt w końcu nie będzie mi mówił, że robię coś źle, skoro sam popełnił błąd. - Nie jest pani świętą krową, żeby każdy schodził pani z drogi, nawet jeśli idzie całkowicie prawidłowo. - Prychnąłem jeszcze w jej stronę, spojrzałem groźnie w oczy i odszedłem, odwracając się na pięcie. 

Jedno było wtedy pewne. Już wtedy zawładnęła moimi myślami, bo przez cały dzień miałem w głowie jej obraz. Nawet wtedy, gdy przed samym zaśnięciem przymknąłem już powieki, przelatywał mi wizerunek blondynki, jej ogniste brązowe tęczówki, falujące blond włosy, czerwone usta. Nie pozwoliła mi o sobie zapomnieć mimo tego, że robiła to całkowicie nieświadomie. Zawładnęła już wtedy moim umysłem, choć wtedy nie chciałem jeszcze, żeby którakolwiek kobieta nie pozwoliła mi o sobie zapomnieć. Była tą pierwszą. Tą, która już przy pierwszym spotkaniu wyryła swoje miejsce w moim sercu, która nieumyślnie nie pozwalała mi spać nocami, której twarz niemalże budziła mnie każdego ranka, gdy po wyłączeniu budzika zmrużyłem na chwilę oczy. Była specyficzna, choć wcale jej nie znałem, jednak jej twarz jakby była mi znajoma.


~*~

- Michał, orientuj się! - krzyk na treningu powtarzał się dzisiejszego dnia już po raz kolejny, jednak nadal na mnie nie wpływał. Nie potrafiłem skupić się na tym, żeby skutecznie przyjąć, zaatakować, zagrać, zablokować, obronić. Kompletna pustka. 
- Jak ty tak w łóżku też nie potrafisz trafić, jak teraz na boisku, to ja się nie dziwię, że kawalerem jesteś jeszcze - zgryźliwe uwagi kolegów podwyższały mi ciśnienie, ale nie - Zostawcie go w spokoju! Koniec zajęć, macie wolne na dziś! - byłeś ogromnie wdzięczny trenerowi, że przerwał zabawę w znęcanie się nad tobą.

Wreszcie! Odpocznę od nich, naładuję baterie. W końcu mamy weekend, a dla mnie te dwa dni są zbawienne. Z jednej strony dadzą ukojenie nerwom, z drugiej przysporzą ich jeszcze więcej, na co wpływ będzie mieć kampania reklamowa, w której biorę udział. Na śmierć bym o niej zapomniał, na szczęście wczoraj dostałem potwierdzający spotkanie telefon. Nie wiem nawet, jaką formę przyjmie ta kampania ani czego dotyczy. Zgodziłem się ledwo po MŚ, potem dopiero przypomniałem sobie, że coś takiego miało miejsce. Staliśmy się popularni. Vice Mistrzowie Świata - przystojni, młodzi, głodni dalszego sukcesu, pieniędzy, przygód, a jednocześnie stawiani za wzór dla młodego pokolenia. Kandydaci idealni, trafiający do każdej grupy społecznej. Przed oczami na drodze pojawia się znak, że właśnie przekroczyłem granice miasta stołecznego, w którym przyjdzie mi zostać najbliższe dwa dni. Nie mam pojęcia, czego mogę się spodziewać, jednak może to będzie wspaniała przygoda? Sam nie wiem, chyba czas przestać o wszystkim rozmyślać i planować każdą minutę swojego życia, a zacząć żyć chwilą.

Warszawa jest chyba najlepszym miejscem, w którym można przejść przemianę na różnorakiej płaszczyźnie, gdyż daje wszelakie możliwości. Niech mi da chociaż wspaniałe wspomnienia, którymi raczyć będę się przez długi czas. Przed wieczorem melduję się w hotelu, w którym znaleźć ma się również reszta ekipy pracująca przy spocie. Trafił mi się nawet przytulny pokój. Z okna widzę całą panoramę miasta, brzeg Wisły, zachodzące Słońce. Następnie schodzę do restauracji, gdzie mam się spotkać z osobą, która zaproponowała mi udział w kampanii. Korytarze są jedynie lekko oświetlone, tworząc półmrok. Wychodząc zza zakrętu wpadam na kogoś, a raczej to ktoś ląduje w moich ramionach, tracąc przy tym równowagę. To nie możliwe! Blond włosy, brązowe oczy, czerwone usta. Znów wpadliśmy na siebie, ba!, to ona znów na mnie wpadła. Spojrzała się na mnie spod długich rzęs, otworzyła szerzej oczy, choć wątpię, by mnie pamiętała. Pewnie dziennie wpada na kilku takich, jak ja. 

- Ty... Ja cię skądś znam - uniosła brwi, nadal tkwiąc w moich ramionach. Była pijana.
- Już raz wpadła pani na mnie - powiedziałem, stawiając ją na nogi. - Jestem Michał.
- Malwina - podała mi swoją dłoń, oddaliła się, aż w końcu zniknęła za drzwiami jednego z apartamentów naprzeciw mojego.


~*~

- Michał, ja... Nie wiem, czy chcę to wszystko wiedzieć...
- Ważne, że ja wiem, że chcę ci wszystkim powiedzieć, bo cię kocham...

~*~



Tak Drodzy mili, startujemy wreszcie! :D
Coquette, wreszcie się doczekałaś po tylu męczących mnie pytaniach i przypomnieniach, że czekasz :*
Nie wiem, jak będzie tutaj, czy nadal umiem pisać tak, jak przed tą przerwą, którą miałam w zasadzie przez ostatnie pół roku, ale to było mi potrzebne i nie żałuję :)
Michał, Malwina, Anna i Madzia...
Jak się to wszystko potoczy?
Mam nadzieję, że się wam spodoba :)
Całuję, 
Dzuzeppe :*

A teraz życzenia :)
Kochane (może jest wśród nas jakiś mężczyzna:P ), 
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałabym z całego serca życzyć Wam tego, o czym marzycie, 
chciałabym, żeby każda chwila waszego życia była wyjątkowa, 
do zapamiętania i zatrzymania w sercu :)
Ponadto standardowo zdrowia, szczęścia, pomyślności, a pod choinką mnóstwa prezentów!

Opowieści Dzuzeppe - FB  /  Lights will guide you home/CZĘŚĆ DRUGA - Rozdział pierwszy.
 /  ASK


PS. Przypominam, że ta historia dedykowana jest mojej najukochańszej Karolinie, która pomaga mi w każdym aspekcie mojego życia :*

wtorek, 14 stycznia 2014

Prolog.

- Opowiesz mi o tym? - ponownie słyszysz to samo pytanie, które dudni ci w uszach już od dobrych kilku miesięcy. Od tego czasu próbujesz przemóc się i wreszcie wyjawić najważniejszej kobiecie w życiu prawdę o swojej przeszłości. Tak bardzo chciałbyś umieć wyrazić to w kilku słowach, jednak nie potrafisz. Chciałbyś usiąść z nią przy stole w kuchni i na jednym tchu opowiedzieć wszystko. Chciałbyś, by po wszystkim przytuliła cię i powiedziała, że nadal cię kocha. Chciałbyś wiedzieć, że na pewno nie zmieni zdania i nie odwoła ślubu. - Michał, my za miesiąc będziemy już małżeństwem... - jej cichy, ale przygnębiony głos dodaje ci siły i wysyła impuls, że to właśnie ten czas. Czas na prawdę, która cholernie boli, ale wiąże się również z najpiękniejszymi chwilami młodych lat. Czas powiedzieć prawdę o samym sobie. 

Tylko czy jesteś na to gotowy? Gotowy na konsekwencje? Czy może nadal jesteś dzieckiem w ciele mężczyzny?

- Usiądź - prosisz kobietę, by samemu spocząć obok niej na kanapie i skryć na chwilę twarz w dłoniach i zastanowić się nad wszystkim. Żałujesz, że przez te pięć lat znajomości nie znalazłeś okazji, by o wszystkim powiedzieć jej wcześniej i mieć to już za sobą. Jednak nie zrobiłeś tego. Wreszcie podnosisz się, by ukucnąć przed nią i zacząć swój długi monolog... - To było tak dawno, kochanie...

~*~*~

Cześć :*
To jest najbardziej zwariowany projekt, jaki do tej pory zaczęłam.
Mam nadzieję, że szybko skończę pisać wszystkie rozdziały (a będzie ich raczej niewiele) i zaczniemy publikację.
To jest również mój najkrótszy prolog w "karierze", ale kiedyś musi być ten pierwszy raz ;-)
Zgadujcie, będzie smutno, czy radośnie?

Zapraszam do zakładek ;-)
Pozdrawiam, 
Wasza Dzuzeppe :*

Ps. Postanowiłam, że ta historia będzie dedykowana Kari. Tak po prostu.
Dziękuję, że jesteś :*