sobota, 10 października 2015

Trzy.

     Dotychczas jedynym wysiłkiem w soboty był dla mnie rozgrywany mecz. Dziś jednak w moim harmonogramie nie widnieje takie zjawisko, które kocham, które sprawia mi przyjemność, które do końca życia z całą swoją otoczką pozostanie w moim życiu. Dziś widnieje w nim zapis "Popołudnie, godzina 17.00, próby do spotu reklamowego.". Nie wiem, czego spodziewać się po tych kilku chwilach spędzonych w towarzystwie Malwiny. W jej otoczeniu czuję się jak mało znaczący pionek w grze, której regułami kieruje właśnie ona i w odpowiednim momencie pociąga za odpowiednie sznureczki, które każą zrobić mi to czy tamto. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego. Nigdy nie byłem pod tak wielkim czyimś wpływem, nie zwracając zbytnio na to uwagi, nie kontrolując przebiegu wydarzeń, nie mając wpływu, jak bardzo się zatracam, jak krótko to trwa. Nie mogłem przecież przewidzieć w jakikolwiek sposób, że... 
       Że zakocham się?
     Niekiedy trudno pojąć, jak bardzo człowiek zależny jest od drugiego człowieka, jak wiele da w sobie zmienić, byleby spodobać się tej drugiej osobie, by wpasować się w jej gust, zapominając o własnych wartościach, przekonaniach, przyzwyczajeniach, zwyczajach, jak bardzo będzie potrafił odizolować się od swojego otoczenia, porzucić się do tego stopnia, żeby ten ktoś czuł się tą/tym jedynym. Nigdy nie powiesz sobie samemu STOP, KONIEC TEGO, zawsze lepiej będzie walczyć o bezpodstawną miłość, niż porzucić ją i odnaleźć się w czymś innym. Często myśli się jedynie o tym, co przyniesie kolejny dzień, nie myśląc o konsekwencjach, które swój skutek pokażą w przyszłości. Trudno jest odseparować się od chwil, wydających się pozornie szczęśliwymi, sprawiającymi niewątpliwie takie wrażenie, jednak czy wszystko złoto, co się święci?
      Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku, gdy uśmiechnięta krążyła wokół gromadki dzieci, łaskocząc je czy ganiając się po niewielkim studiu nagraniowym. Jej falujące blond włosy, brązowe, lśniące w blasku reflektorów brązowe tęczówki, czerwone usta, które stały się jej znakiem... Wszystko to nie pozwalało mi oderwać od niej oczu, nie pozwalało skupić się na scenariuszu, nie pozwalało zwrócić uwagi na całą otaczającą mnie rzeczywistość. Tamte chwile potrafiły wykształcić we mnie pierwsze objawy uczuć, tych najmocniejszych uczuć, które doświadczyć jest ogromnie ciężko, których nie da się nauczyć, wykuć na pamięć. Te uczucia da się jedynie przeżyć, zapamiętać, zatrzymać w sercu i wspominać. Przeżywanie ich jest najpiękniejszym przejawem człowieczeństwa. Pokazuje, jak bardzo istota ludzka góruje nad światem, jak mocno potrafi się do kogoś przywiązać, jak ogromną siłą dysponuje, gdy tylko kogoś pokocha. 
       Właśnie... Trzeba tylko kogoś pokochać.
       - Michał, twoja kolej! - reżyserka zawołała mnie na plan, gdzie tym razem to ja miałem gościć wśród dzieciaków, które wręcz rwały się, żeby móc tym razem to ze mną się bawić.
      - A umie pan rysować księżniczki? - obok mojej nogi stanęła kilkuletnie blondynka z niebieskimi oczkami. - Bo moja mamusia umiała, rysowała najpiękniejsze księżniczki, takie w kolorowych sukniach, które lśniły koralikami. - zapatrzyła się we własną lalkę barbi. - Bo wie pan, moja mamusia nie żyje, tak jak tatuś... Kiedyś babcia mówiła, że oboje są w niebie i zajmują się nimi aniołki, ale teraz już mi tego nie mówi, nie przychodzi do mnie. - Kompletnie nie wiedziałem, co mógłbym jej odpowiedzieć, co zrobić, jak ją pocieszyć. Przy Malwinie wydawała się taka radosna, szczęśliwa, w ogóle nie sprawiała wrażenia, że jest z domu dziecka. Przy mnie wygląda inaczej, wspomina złą przeszłość, rzeczywistość, która nigdy nie powinna jej dosięgnąć. - A pan, jak ma na imię?
     - Michał - uśmiechnąłem się - mów mi po imieniu, nie jestem jeszcze taki stary, księżniczko - potargałem jej włoski. - A ty jak masz na imię?
       - Madzia.
       - To piękne imię, Madziu.
      Od tego momentu dziewczynka do końca zdjęć trzymała się blisko mnie lub Malwiny, gdy wreszcie zostaliśmy postawieni obok siebie, wśród gromadki dzieci, które wesoło rozrabiały obok nas. Wystarczyło nam jedno spojrzenie, żeby zorientować się, że mała obojgu nam powiedziała o swoim losie, o przeżyciach, o wspomnieniach. Nie sądziłem, że Malwina, aktorka, która spokojnie mogłaby teraz wylegiwać się gdzieś na plaży w tropikach, która kreuje swój wizerunek, jako silną kobietę bez skrupułów, okaże się otwartą, wrażliwą osobą, otaczającą uśmiechem, swoją dłonią tę małą dziewczynkę, która niewątpliwie potrzebuje czyjejś opieki, zrozumienia. Która przede wszystkim potrzebuje miłości i normalnego domu. Pod koniec dnia podeszła do nas wychowawczyni Madzi, która musiała ją zabrać, jednak podała nam obojgu adres domu dziecka, jak i numer telefonu do siebie w razie potrzeby, gdyby któreś z nas zechciało jeszcze raz odwiedzić mała lub jakkolwiek pomóc ośrodkowi. W oczach dziewczynki zgromadziły się łzy, z resztą nie tylko w jej. Bałem się tego, że nie wytrzymam przy kilkulatce, jednak dałem radę, nie to co Malwina, którą wieczorem spotkałem w ogrodzie hotelu, gdzie biegałem, patrzącą się w oddal, nie zwracającą uwagi na całe otoczenie.
        - To był dla ciebie ciężki dzień, prawda? - wzdrygnęła się, odwróciła gwałtownie głowę w moją stronę. - Przepraszam, że cię wystraszyłem.
          - Nic się nie stało - odpowiedziała, nawet nie patrząc w moją stronę. - Michał?
         - Słucham? - podszedłem i usiadłem obok niej na ceglanym murku. 
        - Madzia... Michał, ona jest taka sama, jak ja kilkanaście lat temu - wreszcie spojrzała na mnie. Jej oczy pełne były łez, kilka z nich odnalazło już drogę po jej policzkach, by spłynąć w dół. - Pewnie nawet nie wiesz... Ja też wychowałam się w domu dziecka, dopiero gdy miałam 12 lat Agata i Tomasz adoptowali mnie. - Nie wiedziałem, co w tej sytuacji powinienem zrobić, może przytulić ją do siebie, a może zostawić w spokoju. - Chciałabym móc zapewnić jej dom, słyszysz? Chciałabym kiedyś zostać jej matką i sprawić, żeby byłą szczęśliwa, żeby codziennie się uśmiechała. Michał, ja nie chcę tego wszystkiego, co daje mi aktorstwo, nie chcę sławy, pieniędzy, bywania na salonach... Chcę wreszcie założyć rodzinę i poczuć, że jest ona szczęśliwa, że to jest moje największe dzieło, za które powinnam otrzymać Oskara - nie potrafiłem dalej patrzeć na nią bez jakiegokolwiek ruchu, nie potrafiłem siedzieć bezczynnie, gdy obok mnie siedziała bezbronna kobieta.
      - Kiedyś go otrzymasz, obiecuję ci - przyciągnąłem ją do siebie i zamknąłem w swoich ramionach. Nie zwracałem nawet uwagi na to, że pobrudzi moją koszulkę, że jej łzy znajdą się w materiale. Chciałem po prostu w tym momencie bym przy niej i przytulać, by poczuła się lepiej, by choć na chwilę znów odnalazła szczęście. - Jestem pewien, że kiedyś nadejdzie taki dzień, że mała uśmiechnie się z twojego powodu, przytuli się do ciebie i powie, że cię kocha - powiedziałem, patrząc w jej oczy. - Malwina, wierzę w ciebie - zbliżyłem głowę do jej głowy i oparłem swoje czoło o to jej. - Uda ci się, zaufaj mi.
         - Ufam ci, Michał.


~*~

- Mała od pierwszego spotkania skradła ci serce, prawda?
- Dokładnie. Obie taki były. Podobne jak dwie krople wody, nie mając nic ze sobą wspólnego.

~*~

Tak tak, jeszcze zipam i wstawiam Wam nowy rozdział ;)
W zasadzie to sama nie wiem, czy jeszcze jestem w tym świecie czy już nie.
Wiem, że mam dużo napisane, że wszystko po prostu czeka na publikację, a tego mi się robić nie chce...
Dzisiejszy rozdział dzięki Coquette :*
Dziękuję Ci!

Oczywiście zapraszam na gg - 15696792, fb - DzuzeppePisze, snapa - kari199813, instagrama - dzuzeppe98, aska - Dzuzeppe.
Wszędzie jestem do waszej dyspozycji :)

Ostatnio pojawił się rozdział na Siatkarskiej Modzie na Sukces, także serdecznie zapraszam! :)