sobota, 31 stycznia 2015

Dwa.

Dzisiejsza noc była dla mnie okropna. Nienawidzę, gdy pada, kiedy jestem wtedy sam, gdy otacza mnie ciemność rozjaśniana jedynie przez blask błyskawicy. Pewnie nie powinienem bać się tego burzy, przecież jestem siatkarzem, wzorem do naśladowania, kimś, kto nie ma słabości, kto wszędzie potrafi się odnaleźć, a nawet jeszcze pomóc przy tym innym. Nie jestem jednak kimś takim, nie nadaję się na wzór, nie potrafię być silny, nie potrafię być oparciem, ja sam go potrzebuję, tak samo jak swojego własnego wzoru do naśladowania. Gdy tylko o parapet za oknem zaczęły uderzać krople deszczu, wiedziałem, że tej nocy nie zmrużę oczu, że jutro wstanę niewyspany. Nie mogłem już dłużej przewracać się z boku na bok, szukając miejsca na łóżku, w którym przestanę słyszeć dźwięki z zewnątrz. W końcu wstałem z miejsca, założyłem szlafrok i ruszyłem do drzwi. Hotelowe korytarze są miejscem, w którym nie słychać niczego spoza budynku. 

Po chwili zatrzymuję się pod drzwiami, za którymi zniknęła wczoraj blondynka. Chciałbym ją jeszcze zobaczyć, poczuć zapach jej perfum, móc chociażby przypadkiem, trzymać jej ciało w swoich ramionach. Środek nocy, a ja myślę o kobiecie, którą widziałem dwa razy w życiu, stojąc dodatkowo pod jej drzwiami i marząc, by ją objąć. To paranoja! To ja popadam w paranoję. A wszystko to spowodowane przez jedną kobietę, jedną piękną blondynkę, która przy pierwszym spotkaniu niemalże nie rzuciła się na mnie z pięściami. Mimo tamtych wydarzeń nie czuję do niej złości, wręcz przeciwnie, czuję sympatię, chęć poznania jej z innych stron. W końcu jednak opuszczam głowę i odchodzę w poszukiwaniu bezpiecznego dla siebie miejsca. Zatrzymuję się w końcu na końcu korytarza przy windach, gdzie układam się na stojącej w kącie kanapie. Nie obchodzi mnie to, że wokół w każdej chwili pojawić mogą się inni hotelowi goście. Chcę jedynie spokoju...

- Niech się pan obudzi - słyszę kobiecy głos, powoli otwieram oczy.
- Która jest godzina? - pytam zaspany, przeciągając się. Chyba przestało już padać, w oknie nie widać blasku błyskawic, a święcący jasno Księżyc.
- Piąta rano - odpowiada mi. - Niech pan pójdzie do siebie, tak będzie lepiej i dla pana i renomy hotelu.
- Dobrze - powoli wstałem z kanapy. - Dziękuję - uśmiechnąłem się i ruszyłem do własnego apartamentu.

Będąc już w łóżku próbowałem jeszcze zmrużyć oczy i zasnąć, jednak udawało mi się jedynie to pierwsze. Miałem obraz pięknej kobiety, która gwałtownie odwraca się w moim kierunku z pretensjami i wręcz zabija wzrokiem. Dopiero około ósmej udało mi się zasnąć, jednak kilkanaście minut później musiałem już zrywać się na śniadanie, by pierwszy raz zapoznać się ze scenariuszem. Jedzenie okazało się smaczne, aczkolwiek wścibskie spojrzenia obsługi, a przede wszystkim innych gości denerwowały mnie niemiłosiernie. Nie byłem do tego przyzwyczajony. Przecież dopiero od niedawna rozpoznawali nas ludzie na ulicy. Nie chcę tego, nie chcę nie móc przejść nierozpoznany po ulicy, nie chcę czuć się gwiazdą, bo nigdy nią nie byłem i nie będę, nie chcę tego całego zamieszania, które wytworzyło się między nami, jednak muszę sobie z nim jakoś radzić.

Nagle w całej jadalni robi się jeszcze większy zamęt niż ten, który wywołało moje przybycie. Wszyscy zaczynają szeptać coś pod nosem, spoglądać dziwnie raz na siebie, raz na postać znajdującą się za moimi plecami. Kilka sekund później i ja ją widzę, przyglądam się wyjątkowo pięknej blondynce w czarnej sukience. Znam ją. Przecież wiem nawet, jak ma na imię. Idzie w moim kierunku, aż w końcu zatrzymuje się przy stoliku i siada na wolnym miejscu obok mnie. Patrzę zdziwiony na jej uśmiechającą się do mnie twarz, która wręcz promienieje, a przecież wieczorem była kompletnie pijana. Jestem ciekawy, czy mnie pamięta, czy kojarzy sytuację z nocy. Wątpię w to. Nie zwracając na mnie uwagi, chwyta kartę menu i przegląda ją, by wybrać sobie coś na śniadanie. Patrzyłem się w nią, jakbym był zaczarowany, jakby inna rzeczywistość przestała się liczyć, zniknęła, jakby wokół nie było niczego. Nie poznawałem sam siebie, przecież ja się tak nie zachowuję! 

W końcu w sali pojawia się producent kampanii społecznej, z którym rozmawiałem kilkanaście dni temu. Okazuje się, że na śniadaniu zebrała się cała ekipa, którą po kolei przedstawia producent. Na koniec ba prowizoryczną scenę wywołany zostaję i ja. Powoli wstaję z miejsca, kieruję się w wyznaczone miejsce, lecz do moich uszu docierają dwa słowa. Malwina Kowalska. Kobieta wstaje ze swojego krzesła, kroczy w moim kierunku, w końcu sama pojawia się na scenie, a ja dosłownie sekundę za nią. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że to ona będzie razem ze mną występować w spotach reklamowych, że to z nią przyjdzie mi pozować do zdjęć, że to ona jest drugą twarzą kampanii. To nie jest nasze ostatnie spotkanie. Spędzimy ze sobą cały weekend, a potem pewnie kolejne kilka godzin na różnych spotkaniach, mających na celu rozreklamować całą akcję. To nie będzie krótka, przelotna znajomość. To będzie coś więcej.

- Wiedziałaś o tym, kto będzie drugą twarzą marki oprócz ciebie? - zapytałem, gdy po konferencji prasowej w południe wracaliśmy ramię w ramię do swoich pokoi. - Chodzi mi o to, czy wiedziałaś, że to będę ja?
- Nie, nie powiedzieli mi... Po twojej reakcji sądzę, że tobie też nic nie powiedzieli, prawda?
- Masz rację - zatrzymaliśmy się pod jej drzwiami. - Masz może ochotę na spacer? - uśmiechnęła się do mnie, jednak nie potrafiłem tego uśmiechu rozszyfrować. Zbłaźniłem się? Wygłupiłem? Spuszczam głowę w dół.
- Michał? Mam ochotę na spacer - tym razem uśmiecha się tak życzliwie, sympatycznie. - Więc co proponujesz? - chwyta mnie pod ramię i ciągnie do windy.
- Przejdziemy się po parku? - naciskam odpowiedni guzik na metalowym panelu. W lustrze widzę kiwnięcie głową, więc tuż po wyjściu z budynku tylnym wyjściem znajdujemy się w miejscu, gdzie na trawniku leżą już kolorowe liście, w których bawią się szczęśliwe dzieciaki. - Brakuje mi takiej beztroski - wskazałem na kilkulatków.
- Szczerze mówiąc, to mi też - puściła moją dłoń, by wyprzedzić mnie, a po chwili rzucić garścią liści w twarz. - Goń mnie!

Ruszyła przed siebie. Uśmiechy ludzi wokół wywołały na mojej twarzy ułożenie ust w niezgrabną podkowę. Śmiejąc się w głos razem z nią, zacząłem za nią biec. Krążyła między pniami drzew, wymijając je zgrabnie. Wiatr rozwiewał jej włosy, które mieniły się różnymi odcieniami blondu w świetle Słońca. Była piękna, uśmiechnięta, radosna, taka idealna. W końcu dogoniłem ją, biegłem tuż za nią, wyciągając dłonie do przodu, chwyciłem ją za biodra, pociągnąłem do tyłu, zatrzymując się. Straciliśmy równowagę. Upadła w stertę liści, a ja na nią. Zapiszczała. Nie wiem czy ze śmiech, czy może z bólu, jaki wywołał mój ciężar upadający na nią. Wiem, że po chwili spojrzała prosto w moje oczy i uśmiechnęła się. Tak uroczo, swobodnie. Tak, jakby zwykła robić to w ten sposób od lat. Nie była jednak skrępowana, nie bała się mierzyć ze mną spojrzeniem, nie uciekła wzrokiem w bok. Rozchyliła wargi tak, jakby chciała coś powiedzieć, zrobić coś. Pocałować mnie? Przybliżyła lekko twarz, w jej oczach zobaczyłem iskierki, wesołe ogniki.

- Nie myśl sobie, że jestem łatwa - zaśmiała się, rzuciła mi w twarz garścią liści i zwinnie wysunęła się spode mnie, poderwała na równe nogi i pobiegła przed siebie. Przekręciłem się na plecy, zamknąłem oczy, roześmiałem się w głos. Nie wystraszyła się, jednak zwyczajnie pokazała, że ma nad wszystkim kontrolę. Spodobała mi się jeszcze bardziej.


~*~

- Stała się twoim celem prawda?
- Wyzwaniem, to lepiej brzmi... Chciałem zobaczyć, czy mi ulegnie.

~*~


Witam moje drogie!
Przepraszam, że tak długo nie było mnie w blogerskim świecie, że powoli z niego znikam , jednak nie czuję już tego samego, co kiedyś, nie czuję tej samej przyjemności z pisania. 
Przyznam się Wam, że skupiam się na trochę innym projekcje, moim prywatnym, pod którym podpiszę się imieniem i nazwiskiem być może w przyszłości, ale do tego daleka droga :)
Jak na razie zostawiam was z dylematami, o co chodzi w tej historii :)
Mam nadzieję, że chcecie, żebym jeszcze trochę z wami została, co? :P
Całuję :*

PS. Gdyby ktoś chciał się ze mną skontaktować, to zapraszam na gg - 15696793, ask - @Dzuzeppe, Twitter - @dzuzeppeee, Facebook - DzuzeppePisze

Moi drodzy!
Mam taką prośbę.
Pomyślcie o tym, żeby oddawać krew. Jest ona bardzo potrzebna, niewiele osób wie, co to znaczy potrzebować krwi, jednak są tacy, którzy potrzebuję jej już, teraz, inaczej nie przeżyją.
Jeśli ktoś ma taką możliwość, to oddawajcie krew, możecie uratować komuś życie, nie tracąc niczego!